wtorek, 25 sierpnia 2015

King is crowned, it's do or die; EnHaku

Sama nie wiem, jak to się stało ani jakim cudem to ff ma ukierunkowaną taką a nie inną fabułę, przysięgam że to wszystko miało wyglądać inaczej *zdezorientowana* Ale cóż, niczego nie żałuję, wierzę że to opowiadanie było światu potrzebne. A teraz idę wyskoczyć przez okno, dziękuję za uwagę.
A, i tytuł jest cytatem z piosenki „Battle Cry” Imagine Dragons, przy niczym tak dobrze nie pisze się seksów, jak właśnie przy tym.

~*~

Dał swej straży znak ręką, że mają się odsunąć i nie podchodzić, po czym pchnął duże, ciężkie drzwi, uchylając je nieznacznie. Wślizgnął się do środka, zamykając je za sobą, mając ochotę zakląć, że nie kazał rozstawić tu więcej pochodni. Gołe ściany nie wyglądały zachęcająco i aż wzdrygnął się na uczucie chłodu, jaki panował w pomieszczeniu. Nawet w tym półmroku widział wbite w niego spojrzenie, pełne oczekiwania ale i wewnętrznego spokoju, tak jakby Kouena wcale a wcale nie dziwiła wizyta nowego cesarza, jakby wręcz spodziewał się, że Hakuryuu przyjdzie do niego w środku nocy.
– Nie śpisz – zauważył chłopak, robiąc kilka kroków do przodu, wpatrując się w niego. Tamten powoli skinął głową, również nie spuszczając z niego wzroku. Mierzyli się tak dłuższą chwilę, dopóki Hakuryuu w końcu nie podszedł, stając tuż przed nim.
– Czego życzysz sobie o tej porze? – zapytał uprzejmie mężczyzna, choć jego oczy płonęły tym niebezpiecznym blaskiem, tą dumą, która mówiła, że Kouen jeszcze nie przegrał, jeszcze się nie poddał. Podobało mu się to spojrzenie, ten bunt, ta godność, której nie odrzucił, wciąż siedząc wyprostowany, z głową uniesioną wysoko mimo związanych rąk. Chciał być tym, który to wszystko zdepcze, który upodli go do granic możliwości.
– Porozmawiać – odrzekł krótko, mrużąc oczy, gdy dostrzegł drgnięcie kącika ust mężczyzny, tak jakby ten doskonale zdawał sobie sprawę, po co Hakuryuu do niego przyszedł.
– Wiesz już wszystko – powiedział mimo to, wpatrując się w niego. – Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia.
To prawda, wiedział już wszystko, co chciał wiedzieć. A mimo to przyszedł tu, tknięty jakimś wewnętrznym pragnieniem, któremu nie mógł się oprzeć, któremu nawet nie chciał się opierać. Kouen był tu, dla niego, zdany na jego łaskę i Hakuryuu skłamałby mówiąc, że nie ruszało go to ani trochę.
– Zrób to – usłyszał jego cichy szept i drgnął, marszcząc brwi. – Tak jak kiedyś, pamiętasz?
Oczywiście, że pamiętał, nie dało się zapomnieć ich małego aktu nienawiści, gdy parę miesięcy wcześniej obejmował go mocno, wręcz zaborczo, raniąc paznokciami jego plecy, gdy pozwalał się pieprzyć na stole w bibliotece, wśród rozsypanych zwojów. Nie mógł zapomnieć słów, które syczał w gniewie, nie mógł zapomnieć tego pobłażliwego uśmiechu Kouena, który mówił mu, że jeszcze do niego wróci. Nie było w tym uczucia wtedy, nie było i teraz, mimo wszystko to chore pragnienie wciąż szukało w nim ujścia.
– Chciałbyś, co? – zadrwił, pochylając się nad nim, wplatając dłoń w jego rozpuszczone włosy niemal pieszczotliwym gestem, tylko po to, by zaraz zacisnąć mocno palce na rudych kosmykach, unosząc jego głowę wyżej. – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale role się odwróciły.
Usta Kouena ponownie zadrgały, tak jakby nic sobie nie robił z położenia, w jakim się znajdował, jakby wcale nie czuł bólu w skórze głowy, z której Hakuryuu powoli wyrywał włosy. Patrzył mu w oczy nadal z takim spokojem, pozornym znudzeniem, które doprowadzało krew chłopaka do wrzenia, budziło w nim furię i chęć mordu. Nie tak miał na niego patrzeć!
– Ależ oczywiście – odezwał się powoli, mrużąc powieki. – Wasza wysokość.
Tym razem Hakuryuu nie wytrzymał, sprzedając mu mocny, siarczysty policzek, dysząc ciężko z gniewu. To była jego chwila, jego moment, w którym to on miał upokorzyć Kouena, dlaczego więc ten się nie łamał, dlaczego nawet tak uległe słowa brzmiały w jego ustach jak obraza? Patrzył na niego z góry, na te wygięte usta, których uśmiech prowokował, by coś zrobić, by krzyczał, by ten chłodny wyraz jego oczu zamienił się w coś, co… Warknął cicho, sam niepewien swoich odczuć, nie wiedząc, co chce uzyskać, ale jednego był pewien: chciał go łamać, chciał, by jego twarz wykrzywiona była w wyrazie bolesnej rozkoszy.
Ten jednak rzucił mu tylko drwiące spojrzenie, unosząc lekko brwi, ignorując piekący ból na twarzy. Szarpnął więc jego włosy, wymuszając na nim gwałtowny, wręcz agresywny pocałunek, gdy pochylił się nad nim, wpijając się w jego usta. Przygryzł je od razu, zmuszając go do ich rozchylenia, co od razu wykorzystał, wsuwając się językiem do ich wnętrza. Smak jego warg był gorzki, przypominający cierpkość ziół leczniczych, jakichś lekarstw, choć może była to wina tych nielicznych i skromnych posiłków, jakie kazał przynosić służbie. A może to był unikalny smak tego mężczyzny, charakterystyczny tylko dla niego? Nie skupiał się już na tym dłużej, przyciskając jego głowę do swojej, atakując wściekle jego wargi, rozzłoszczony że ten bez słowa się temu poddał, że po prostu przymknął oczy i leniwie poruszał językiem, pozwalając się tak napastować. Nie o takie poddaństwo mu chodziło, uznał, gdy dysząc ciężko, odsunął się na chwilę tylko po to, by dojrzeć błysk w jego oczach, by mimo śladów krwi na wargach ujrzeć je wygięte w uśmiechu. Miał ochotę znów go uderzyć, znów szarpnąć za jego włosy, byleby tylko zmazać ten przeklęty uśmieszek z jego ust, jednak powstrzymał się. Nie widział dalszego sensu w okaleczaniu go, Kouen był zbyt dumny by zniżyć się przed nim tylko pod wpływem bólu.
Cały czas patrzył mu w oczy, gdy sięgnął powoli do swoich spodni, obsuwając je na biodrach. Mężczyzna nadal wpatrywał się w niego z tym chłodnym brakiem zainteresowania, nawet gdy odsłonił przed nim swą wpół stwardniałą męskość, jednocześnie łapiąc jego włosy w garść. Przycisnął jego głowę, zmuszając go do pochylenia się, do wzięcia go w usta.
Co Kouen bez słowa uczynił.
Przymknął na moment powieki, czując gorące wargi pieszczące jego ciało, które bez protestu objęły go i łagodnie ssały. Docisnął go do siebie bardziej, oddychając głębiej, gdy mężczyzna po prostu to robił, tak zwyczajnie dotykał go ustami, poruszając nieco głową, pozwalając ocierać się o wewnętrzne strony jego policzków. Jednak wciąż mu było mało, wciąż chciał widzieć jakiś grymas na jego twarzy, cokolwiek, co będzie różniło się od tego opanowania, od tej chłodnej, wyniosłej pozy czy spojrzenia pełnego drwiącej wzgardy.
Zacisnął jego włosy w pięści i szarpnął jego głową, naciskając ją na tyle mocno, że wbił się w jego gardło, pozwalając sobie na niski, zduszony jęk, gdy poczuł jak się na nim zaciska. Mężczyzna drgnął, zamierając na chwilę i przymykając powieki, pozwalając na tę inwazję, choć jego brwi było zmarszczone w wyrazie niemego niezadowolenia. Lepiej, wyglądał zdecydowanie lepiej, uznał Hakuryuu z rosnącym podnieceniem, gdy odsunął go od siebie tylko po to, by znów zagarnąć jego włosy, ponownie wbijając się w ciasnotę jego gardła. Sam nie wiedział, ile razy powtórzył ten ruch, napawając się wyrazem jego twarzy, wykrzywionej teraz w oznace bólu i dyskomfortu, choć i tak zbyt łagodnej, zbyt spokojnej. Więcej, chciał wciąż więcej.
Bez skrupułów poruszał jego głową, dobierając sobie tempo, jedynie dysząc ciężko, upojony dławiącym dźwiękiem, jaki wydawał z siebie mężczyzna przy każdym jego ruchu. To było dobre, zbyt dobre, miał ochotę go tak podduszać, nie pozwalać na porządne nabranie powietrza, pieprzyć jego usta tak długo, aż ten omdleje z braku tlenu. Widział jego skupioną minę, jak starał się nabrać powietrza w tych krótkich przerwach, gdy wysuwał się z jego warg, by zaraz znów docisnąć się do końca, aż po gardło, rozkoszując się tym, jak spazmatycznie się na nim zaciska.
Sam nie wiedział, ile czasu minęło, jak doszedł w jego ustach z niskim jękiem, obejmując jego głowę obydwoma rękoma, dociskając go do siebie i nie pozwalając się odsunąć, czekając aż przełknie wszystko. Oparł się na nim, czując tą nagłą niemoc w nogach, jaka towarzyszyła zawsze chwilom spełnienia, i starając się uspokoić oddech. Mimo woli uśmiechnął się lekko, triumfalnie, zadowolony że złamał go choć trochę, choć na krótki moment mógł ujrzeć jakiekolwiek emocje, tak usilnie dotychczas tłumione.
Odsunął go od siebie, spoglądając na zaczerwienioną twarz i uśmiechnął się lekko, pobłażliwe, starając się jak najlepiej odwzorować to wygięcie ust, jakim do tej pory raczył go Kouen. Ten jednak spojrzał mu w oczy, mrugając parokrotnie i nabierając urywanie powietrza, nim uśmiechnął się lekko, oblizując wargi.
– Szybko poszło, wasza wysokość – odezwał się cichym, spokojnym tonem, a Hakuryuu aż zamarł, zaciskając mocno zęby. Miał ochotę wydrapać mu te oczy, które mierzyły go teraz leniwym spojrzeniem, pokazując mu że jego działania w żaden istotny sposób się na nim nie odbiły, że wciąż ma swą dumę i nie czuje się w żaden sposób upodlony aktem sprzed chwili.
– Wiesz, że pojutrze odbędzie się twoja egzekucja? – warknął, pochylając się nad nim, patrząc na niego z bliska. – Że tysiące twoich byłych poddanych będą patrzeć, jak ścinam twą głowę, nabijając ją na pal, który będzie zdobić me komnaty?
– Schlebiasz mi – odezwał się Kouen, unosząc wyżej brwi. – Aż tak zależy ci na mej głowie, by do woli pieprzyć ją w usta?
Poczuł gorąco wpływające na jego policzki, jednak gdy tylko uniósł rękę, chcąc ponownie go uderzyć, Kouen wyciągnął przed siebie swe związane dłonie, uniemożliwiając mu ten ruch.
– Skoro to już pojutrze – odezwał się znów z pozorną obojętnością. – To mamy dla siebie bardzo mało czasu, wasza wysokość.
Powinien był teraz odciąć mu język, który i tak już na nic mu się nie przyda, a który tytułował go z taką pogardą, że mógłby kazać go stracić za sam ton głosu, jakim się do niego zwracał. Odepchnął jednak od siebie tę myśl, starając się wyszarpnąć swą dłoń i aż zrobił krok do tyłu, gdy Kouen niespodziewanie uniósł się z krzesła, stając nad nim z tym niepokojącym błyskiem w oku. Nigdy nie potrafił dojść do tego, by uzmysłowić sobie, dlaczego wtedy nie zawołał swych straży, dlaczego nie kazał ściąć mu głowy za sam brak posłuszeństwa i dlaczego pozwolił niemal miażdżyć swe usta w kolejnym mocnym pocałunku. Nie wiedział, dlaczego na to pozwolił, podobnie jak nie wiedział kiedy mężczyzna przerzucił swe związane ręce nad jego głową, zakładając je teraz na jego plecach i przyciskając go do siebie mocno, tak że ich ciała otarły się o siebie, powodując dreszcze.
– Wasza wysokość zasługuje na więcej – drwił dalej Kouen, gdy zacisnął dłonie na jego pośladkach, opadając na krzesło i pociągając go tym samym za sobą, sprawiając że usiał w rozkroku na jego kolanach. Zachwiał się na tę nagłą zmianę pozycji, przez chwilę opierając się o niego, nim odgiął się do tyłu, wyprostowując się.
Właściwie to racja. Kouen za dwa dni zostanie stracony. Jakie ma znaczenie, co będą robić tej nocy, skoro już pojutrze jego głowa zawiśnie na palu? Wtedy Hakuryuu się zemści, a pogardliwe spojrzenia mężczyzny już nie będą miały żadnego znaczenia, gdy jego truchło będzie jedynie nędznym nawozem dla królewskiego ogrodu.
Uśmiechnął się więc kącikiem ust, dotykając twarzy mężczyzny, gdy pochylił się nad nim z szerokim uśmiechem.
– Zadbaj o to, by mi się podobało.
Kouen jedynie uśmiechnął się do niego kącikiem ust, gdy pochylił się w jego stronę, przygryzając bok jego szyi. Chłopak odgiął ją łagodnie, przymykając oczy i rozkoszując się tą mocną pieszczotą. Nie w jego stylu były niewinne pocałunki czy muśnięcia języka, oczekiwał teraz czegoś konkretnego, intensywnego, a po tym niebezpiecznym błysku w oczach mężczyzny wiedział, że tej nocy na pewno go nie rozczaruje. Nie miało znaczenia to, jak będzie czuć się później, jak ten nadal będzie na niego spoglądać tak, jakby nie był nic warty, jakby był jedynie zbłąkanym szczeniakiem pałętającym się u jego stóp. Miał nad nim krótką chwilę swego triumfu, a to pełne pożądania spojrzenie też nie było przecież takie złe, zresztą wszystko było lepsze od tej obojętności wypisanej na jego twarzy.
Zagryzł wargi i uniósł biodra, gdy Kouen zaczął pieścić jego pośladki, ściskając je silnie i masując dłońmi, raz po raz je ugniatając, samym tym dotykiem powodując u niego szybsze bicie serca.
– Przydałoby się coś, co… – zaczął mężczyzna, jednak Hakuryuu przerwał mu, gwałtownie potrząsając głową.
– Po prostu je wsuń – warknął, a ten patrzył na niego dłuższą chwilę, nim bez słowa naparł na jego wejście palcami. Aż wzdrygnął się na to uczucie, którego nie doznawał od jakiegoś czasu, a które teraz powodowało gwałtowny ucisk w jego podbrzuszu, sprawiając że jego męskość budziła się na nowo. Odetchnął, marszcząc brwi w uczuciu dyskomfortu i zaciskając ręce na ramionach mężczyzny, na co ten przyciągnął go bliżej, wsuwając w niego palec.
– Nie jesteś tak ciasny jak wtedy – zamruczał mu do ucha Kouen, zaraz przygryzając je niedelikatnie, powodując kolejny dreszcz na jego ciele. – Czyżby wasza wysokość i arcykapłan naszego cesarstwa, Judal…
– Zamknij się – wycedził przez zęby, nie mogąc powstrzymać wściekłego rumieńca wpływającego mu na twarz, którą zaraz skrył w jego ramieniu. Ten jednak wydał z siebie tłumiony dźwięk, coś między pomrukiem a śmiechem. – I nie naszego cesarstwa, a mojego! – Odsunął się na moment, by spojrzeć mu w oczy. – To ja jestem spadkobiercą, władza należała do mojego ojca, a później do brata, ja…
– Ty nigdy nie będziesz jak Hakuyuu – przerwał mu Kouen cichym szeptem, spoglądając mu w oczy. Nie powiedział już nic więcej, ale Hakuryuu i tak nienawidził go za ten wzrok pełen nagłego smutku i jakiegoś tłumionego żalu, który krył się gdzieś na dnie.
– Nie masz prawa choćby wymawiać jego imienia – warknął, nie mogąc się powstrzymać przed kolejnym policzkiem, jaki mu wymierzył. Mężczyzna jednak nawet się nie skrzywił, uśmiechnął się za to szerzej, zaraz znów na niego spoglądając.
– Wasza wysokość dzisiaj taki energiczny – odezwał się, odwracając jego uwagę od tematu, co jeszcze bardziej rozjuszyło chłopaka. – Może całą tę złość lepiej przelać w akt bardziej wysublimowanej rozrywki niż pospolite mordobicie? Rękoczyny nie przystoją władcy.
Warknął cicho, tłumiąc wściekłość na tę jakże trafną uwagę. Kouena i tak czeka śmierć, bez znaczenia było to, co teraz mówił. Mógł udawać wzniosłego i godnego, jednak był pewien, że skrycie obawiał się tego dnia, gdy stanie przez tysiącami ludzi, czekając na egzekucję.
Ta myśl sprawiła, że poczuł się nieco lepiej, więc przywarł ustami do jego szyi, gryząc ją zaczepnie, co wzbudziło pomruk u mężczyzny. Zaraz drgnął, czując kolejny palec napierający na jego wejście, gdy ten nie przestawał go pieścić, teraz znacząc ugryzieniami jego ramię. Sam nie wiedział, co wzbudzał w nim fakt, że Kouen dotykał jego blizn, że zębami odsuwał materiał z jego klatki piersiowej, że gorącym językiem odświeżał pamiątkę po poparzeniach, jednocześnie poruszając boleśnie palcami w jego wnętrzu. To prawda, że zdecydowanie lepiej czuło się, gdy był nawilżony, jednak dzisiaj nie tego pragnął, chciał jedynie tego przeraźliwego, wypalającego go bólu, który pozwoli choć na chwilę zapomnieć, jak strasznie nienawidzi tego mężczyzny. Dlatego nie potrzebował jego delikatnego dotyku, jego pieszczot, chciał tylko jego gwałtownego, wręcz brutalnego seksu, w którym mógłby się zatracić, zapominając o wszystkim wokół.
Sam nie wiedział, co jęczał, gdy Kouen uniósł wyżej jego biodra, nadziewając go na siebie, wchodząc w niego mocnym pchnięciem. Zaplótł nogi w jego pasie, przyciskając się do niego mocno, jednocześnie wbijając zęby w jego ramię, by stłumić ochrypły krzyk cisnący mu się na usta. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem czuł ten rozrywający ból, który teraz trawił jego ciało jak gorączka, napinając każdy z jego mięśni.
– Lubimy ból, wasza wysokość? – tchnął Kouen w jego ucho, przyciskając go do siebie mocniej związanymi rękoma, by zaraz pomóc mu się unieść i znowu opuścić na swoje biodra. – To dlatego jesteś taki nieostrożny na polu bitwy…
– Zamknij się – warknął po raz kolejny, zaciskając wargi, gdy sam zaczął się na nim unosić, choć czuł jak miękną mu nogi na samą myśl, że zapewne po tym wszystkim nie będzie nawet w stanie ustać.
– Powinienem gryźć mocniej? – usłyszał jego szept, ale nie odpowiedział, co ten najwyraźniej potraktował jako przyzwolenie, bo zacisnął zęby na jego ramieniu w sposób tak bolesny, że wydarł kolejny tłumiony krzyk z jego gardła. Wiedział, że będzie krwawić, że będzie cały poocierany, o ile nie rozerwany przez pospieszne i niezbyt dokładne przygotowanie, ale nie dbał o to teraz, kiedy sam chciwe nadziewał się na niego, poruszając się w tym gwałtownym tempie, w którym nie było ani odrobiny zmysłowości, raczej czyste pragnienie i agresja. Chwycił twarz mężczyzny w dłonie, opierając się swoim czołem o jego, a gdy ten pochwycił jego spojrzenie, pociągnął go do mocnego, intensywnego pocałunku, gryząc z zapamiętaniem jego wargi.
Kolejny orgazm zaskoczył go na tyle mocno, że aż otworzył szeroko oczy z niemym krzykiem na ustach, które Kouen zaraz ucałował, zaciskając dłonie na jego pośladkach, między które wbijał się teraz niemal brutalnie, najwyraźniej próbując też skończyć. Hakuryuu sam nie wiedział, czy krzyczał, czy tylko jęczał nieskładnie, pozwalając mu na takie traktowanie, gdy ten brał go tak mocno, że każdym ruchem wyciskał z niego resztki tchu, aż w końcu doszedł, wbijając się zębami w bok jego szyi.
Zawisł bezwładnie w jego objęciach, opierając się policzkiem o jego ramię, drżąc na całym ciele od nagłej niemocy, jaka go teraz ogarnęła. Przymknął powieki, po prostu się odprężając, za nic mając strużki spermy wymieszanej z kroplami krwi, które leniwie wypływały mu na uda, plamiąc jasną skórę. Uniósł w końcu głowę, spoglądając na Kouena, na jego zmierzwione włosy i zaczerwienione z wysiłku policzki, gdy on również uspokajał oddech, na tę jedną cudowną chwilę będąc po prostu takim zwykłym, prostym mężczyzną, a nie obalonym z tronu władcą, który walczył za swój lud.
– Gdybyś tylko się wtedy poddał – wyszeptał pod wpływem chwili, patrząc mu w oczy, a Kouen znieruchomiał, przyglądając mu się czujnie, badawczo. – Gdybyś tylko sam, z własnej woli…
– Wasza wysokość – przerwał mu mężczyzna cichym, stanowczym tonem, a drwiący uśmiech znów znalazł miejsce na jego ustach, gdy zrozumiał, do czego Hakuryuu zmierza. – Do zobaczenia za dwa dni.
Chłopak nawet nie zdążył zaprotestować, gdy ten po prostu przełożył swoje ręce nad jego głową i odepchnął go nimi, sprawiając że niemal zleciał z jego kolan. Stanął jednak chwiejnie na nogach i rzucił mu rozzłoszczone, pełne nienawiści spojrzenie, gdy podciągnął swoje spodnie i poprawił szaty, by zaraz obrócić się na pięcie i opuścić to obskurne pomieszczenie.
Szczerze mówiąc, spodziewał się takiej odpowiedzi. Że Kouen po prostu go odrzuci, wybierając śmierć niż usługiwanie mu. I tego Hakuryuu nigdy nie mógł przełknąć, tego właśnie nie mógł mu wybaczyć.
Odetchnął, spoglądając przez okno na ciemne, zachmurzone niebo.
Dwa dni.
Roześmiał się gorzko, kręcąc głową nad własnym niezdecydowaniem, po czym powoli udał się korytarzem w kierunku swoich komnat. 

5 komentarzy:

  1. przyjdzie jak się wyśpi! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Po takim brutalnym seksie Hakuryuu miałby problem ze wstaniem, ale co tam xD Kouen tutaj był takim idealnym obalonym władcą - do samego końca, do ostatniego tchu byłby inspiracją dla swoich podwładnych, dla tych, którzy zdecydowali stanąć po jego stronie w bitwie o tron. Nigdy nie stracił honoru ani godności, umiejętnie obrażał Hakuryuu i grał na nim jak na instrumencie. Hakuryuu jest słaby. Udowadnia to manga, udowodnił to twój shot. On najzwyczajniej w świecie nie nadaje się do tego. On się poddał, gdy zabito mu rodzinę. Dlatego go nie lubię. Jest słabym, rozwydrzonym dzieciakiem, który potrafi tylko krzyczeć że weźmie co jego, a tak naprawdę jest marionetką w rękach silniejszych od siebie. Żałosne.
    Podobał mi się motyw tego, że chociaż role się odwróciły, to Haku nadal wylądował na dole. Nie miał nawet na tyle siły, by zdominować Kouena, ba, on chciał mu się oddać. Podobało mi się, naprawdę ;D Nie zdziwiłabym się, gdyby Hakuryuu żałował potem, że zabił Kouena. Ale to już kwestia, która się nie wyjaśni ;P

    Weny~

    OdpowiedzUsuń
  3. tak jakby Kouena wcale a wcale nie dziwiła wizyta nowego cesarza, jakby wręcz spodziewał się, że Hakuryuu przyjdzie do niego w środku nocy. – Bo Kouen czekał na nocne ruchanko! On chciał! Bo jak to tak siedzieć w niewoli i żeby cię nikt nie gwałtał no jak. XDD

    – Czego życzysz sobie o tej porze? – zapytał uprzejmie mężczyzna - Kouen wcale nie jest w lochu, Kouen siedzi przy wieczornej herbatce. XDD Mógł jeszcze spytać co ty robisz w moim lochu! XDD

    Podobało mu się to spojrzenie, ten bunt, ta godność, której nie odrzucił, wciąż siedząc wyprostowany, z głową uniesioną wysoko mimo związanych rąk. Chciał być tym, który to wszystko zdepcze, który upodli go do granic możliwości. – Nie kłam, Kouen ci imponuje, chciałoby ci się być tak jak on. XDD

    tak jakby ten doskonale zdawał sobie sprawę, po co Hakuryuu do niego przyszedł - będą seksy, będą seksy, nucił Kouen we własnych myślach. XDDD

    A mimo to przyszedł tu, tknięty jakimś wewnętrznym pragnieniem, któremu nie mógł się oprzeć, któremu nawet nie chciał się opierać. Kouen był tu, dla niego, zdany na jego łaskę i Hakuryuu skłamałby mówiąc, że nie ruszało go to ani trochę. – w sumie gadałyśmy o tym, że Haku przy Kouenie jest takim dzieciakiem, który próbuje grać lepszego niż jest, ale właśnie w takich momentach wydaje mi się, że widać, jak bardzo osoba Kouena go absorbuje. Tak mi się nawet teraz wydaje, że z jednej strony chciałby zanegować wszystko to, czym jest Kouen, widzieć go słabym i upokorzonym, a z drugiej strony po prostu go podziwia, Kouen go fascynuje i też by być taki jak on.

    – Zrób to – usłyszał jego cichy szept i drgnął, marszcząc brwi. – Tak jak kiedyś, pamiętasz? - Kouen, ty stary pedofilu, smutni panowie już po ciebie jadą, dobrze, że siedzisz w lochu XDD

    Oczywiście, że pamiętał, nie dało się zapomnieć ich małego aktu nienawiści, gdy parę miesięcy wcześniej obejmował go mocno, wręcz zaborczo, raniąc paznokciami jego plecy, gdy pozwalał się pieprzyć na stole w bibliotece, wśród rozsypanych zwojów. Nie mógł zapomnieć słów, które syczał w gniewie, nie mógł zapomnieć tego pobłażliwego uśmiechu Kouena, który mówił mu, że jeszcze do niego wróci. Nie było w tym uczucia wtedy, nie było i teraz, mimo wszystko to chore pragnienie wciąż szukało w nim ujścia. – hate seksy, hate seksy…. *ma małe zejście* Kurna, Haku na nie mega pasuje, to jest naprawdę takie super, że kisnę ;///////; I Haku, mimo że nienawidzi Kouena i chce nim gardzić, to kurna, on chce być przez niego tak ruchany, tylko sam jeszcze nie wie, jak bardzo ;///;

    – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale role się odwróciły. – w sumie to jest taka mała esencja tego ficka, bo tak naprawdę, to nic się nie zmieniło. Może fizycznie, może to Kouen wydaje się być zniewolony, słaby i upokorzony, ale tak naprawdę, to nadal Haku jest tym pod butem. A on się tak chce tym napawać, tym, że widzi go wreszcie spętanego, że nie użyje swojej siły, że to Haku może użyć swojej, ale mentalnie ich role wcale się nie odwróciły.

    Naszła mnie też mała refleksja, czemu Kouen mu na to pozwala. Mam swoje nadzieję na to, że Yuu ;/////; ale myślę w tym konkretnym ficku, u ciebie, co tak naprawdę sobie Kouen o nim myśli, czego od niego chce. Czy to jest dla niego tylko durny dzieciak na jakiego Haku wychodzi, czy może nic nie czuje, czy jednak sam jest go, bo ja wiem, ciekawy? Pożąda go? A może go to tylko bawi? Jak Haku go nienawidzi a zarazem przychodzi jak wierny piesek, który podda się panu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem Hakuryuu nie wytrzymał, sprzedając mu mocny, siarczysty policzek, dysząc ciężko z gniewu. – Ach, Haku, Haku *pata* i to jest właśnie twój problem, że zawsze poddajesz się emocjom i robisz głupoty, zamiast pokazywać swoją wyższość.

      To była jego chwila, jego moment, w którym to on miał upokorzyć Kouena, dlaczego więc ten się nie łamał, dlaczego nawet tak uległe słowa brzmiały w jego ustach jak obraza? - Bo łamać trzeba umieć. A Haku to jeszcze taki nieopierzony dzieciak, no naprawdę, złam go a nie pytaj czemu jeszcze się nie złamał XDD Mam wrażenie, że mimo wszystko Haku ma jeszcze zbyt wiele skrupułów. To tak jakby krzyczał zabije, zabije, a i tak jego ręka nie wykon ciosu, bo nie podoła.

      Nie skupiał się już na tym dłużej, przyciskając jego głowę do swojej, atakując wściekle jego wargi, rozzłoszczony że ten bez słowa się temu poddał, że po prostu przymknął oczy i leniwie poruszał językiem, pozwalając się tak napastować. Nie o takie poddaństwo mu chodziło - Jak się nie poddaje to źle, jak się poddaje to też źle, no Hakuuuu XDDD Ale normalnie to jest piękne, że kurwa nawet ulegający Kouen i tak dominuje nooooo *krzyczy*

      *krzyczy i ma takie feelsy że aż nie może* Kouen tak pięknie robi mu dobrze, to jest tak fajnie napisaneeeeee! *krzyczy w poduszkę bo aż jej głupio, że o tym pisze* TO JEST NAPRAWDĘ DOBRY FRAGMENT POZWÓL ŻE NIE SKOMENTUJĘ. Bo serio chyba głupio feelsować jak Haku rucha Kouena w usta *facepalm*

      Ej, to nie Kouen zjebał, że łyknął wszystko, tylko Haku, bo nie dał mu się odsunąć XDD Haku podświadomie chciał na sucho <3

      – Szybko poszło, wasza wysokość – odezwał się cichym, spokojnym tonem, a Hakuryuu aż zamarł, zaciskając mocno zęby. - *kolejne zdanie które uwielbia*

      – Schlebiasz mi – odezwał się Kouen, unosząc wyżej brwi. – Aż tak zależy ci na mej głowie, by do woli pieprzyć ją w usta? - Kouen miszcz ciętej riposty aż zacznę go zapisywać! XDDDD

      Bosz, to takie piękne, że Haku nawet nie wie, kiedy uległ, że znowu wydaje mu się, że to on ma kontrolę, że to on pozwala na seksy, a tak naprawdę Kouen i tak mógłby to zrobić i że to Haku ulega, bo podświadomie pragnie tych hate seksów z Kouenem awwwwwwww

      Miał nad nim krótką chwilę swego triumfu, a to pełne pożądania spojrzenie też nie było przecież takie złe, zresztą wszystko było lepsze od tej obojętności wypisanej na jego twarzy. - A może Haku po prostu chce, żeby Kouen zwracał na niego uwagę? ;/////; i dlatego się tak buntuje bo Kouen nic tylko książki i jedna wyprana z emocji mina, a tak to Kouen chociaż sobie kpi albo go pożąda!

      – Nie jesteś tak ciasny jak wtedy – zamruczał mu do ucha Kouen, zaraz przygryzając je niedelikatnie, powodując kolejny dreszcz na jego ciele. – Czyżby wasza wysokość i arcykapłan naszego cesarstwa, Judal…
      – Zamknij się – wycedził przez zęby, nie mogąc powstrzymać wściekłego rumieńca wpływającego mu na twarz, którą zaraz skrył w jego ramieniu
      - Po piwrwsze wielbię Kouena, jest mistrzem kurwa XDDD A po drugię Haku, nie wstydź się Judalaaaaaaa będzie mu smutnoooo XDDD

      Usuń
    2. Kouen i Hakuyuuuuuuuuuuuuuuuu *atak dzikich feelsów idzie się wykrzyczeć*

      – Wasza wysokość dzisiaj taki energiczny – odezwał się, odwracając jego uwagę od tematu, co jeszcze bardziej rozjuszyło chłopaka. – Może całą tę złość lepiej przelać w akt bardziej wysublimowanej rozrywki niż pospolite mordobicie? Rękoczyny nie przystoją władcy. - *idzie na parę minut podziwiać swoją tapetę a potem wraca szczęśliwa bo kocha Kouena i jego cudowne teksty*

      Mógł udawać wzniosłego i godnego, jednak był pewien, że skrycie obawiał się tego dnia, gdy stanie przez tysiącami ludzi, czekając na egzekucję. - Tak, Haku wmawiaj sobie XDDD

      Te seksy, awwwwwuuuuuu *nie umie komentować seksów ale ma dzikie feelsy* i ten Kouen jest bezcenny z tymi tekstami do Haku, no kurwa kocham jak on mu rzuca pochlebstwa, waszą wysokość, pyta jak niewolni jak na go zadowalać a przy tym ma TEN uśmieszeeeeek *kiśnie* Kurna, chce więcej hate seksów EnHaku, napisz jak się ruchali w bibliotece *………….*

      – Gdybyś tylko się wtedy poddał – wyszeptał pod wpływem chwili, patrząc mu w oczy, a Kouen znieruchomiał, przyglądając mu się czujnie, badawczo. – Gdybyś tylko sam, z własnej woli…
      – Wasza wysokość – przerwał mu mężczyzna cichym, stanowczym tonem, a drwiący uśmiech znów znalazł miejsce na jego ustach, gdy zrozumiał, do czego Hakuryuu zmierza. – Do zobaczenia za dwa dni. - Kurwa Kouen Haku tu z uczuciem, z miłością, z poseksową troską a ty tak go brutalnie XDDDDDDDDDDD

      Roześmiał się gorzko, kręcąc głową nad własnym niezdecydowaniem, po czym powoli udał się korytarzem w kierunku swoich komnat. - Haku i jego nastolatkowe chuj wie o co mu chodzi XDDDDD

      Piękny ficzek, pisz ich w bibliotece ;/////;

      Usuń